Karaibskie noce - Cathy Williams - ebook

Karaibskie noce ebook

Cathy Williams

3,9

Opis

Życie Jamie, sekretarki właściciela londyńskiej firmy informatycznej Ryana Shepparda, jest uporządkowane. Nagły przyjazd z Edynburga młodszej siostry Jessiki z mężem Gregiem burzy jej spokój. W Jamie odżywa pamięć o ukrywanej i nieodwzajemnionej miłości do Grega. Ryan dostrzega, że niezastąpiona sekretarka jest smutna i roztargniona. Proponuje, by wyjechała i odpoczęła w jego posiadłości na Karaibach…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 155

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (52 oceny)
21
14
11
5
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Cathy Williams

Karaibskie noce

Tłumaczenie: Iwa

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Jamie była spóźniona. Wskutek niefortunnej serii zdarzeń spóźniała się po raz pierwszy, odkąd podjęła pracę u Ryana Shepparda.

Czekała na przyjazd metra, wraz z sześcioma tysiącami innych zdenerwowanych pasażerów. Lodowate podmuchy wiatru wzdłuż peronu targały jej starannie ułożone włosy, przypominały, że elegancki szary kostium i czarne czółenka może i nadają się do biura, ale w środku londyńskiej zimy są zupełnie nieodpowiednie. Otulając się płaszczem, co dziesięć sekund spoglądała bezradnie na zegarek.

Ryan Sheppard nie znosił spóźniania się. Nigdy nie dała mu powodu do narzekań, bo w ciągu ostatnich osiemnastu miesięcy codziennie przychodziła do pracy na czas – co nie znaczyło, że tym razem łaskawie jej wybaczy.

Zanim pociąg z hukiem wjechał na peron, porzuciła nadzieję, że uda jej się dotrzeć do biura przed dziewiątą trzydzieści. A ponieważ nic by nie osiągnęła, dzwoniąc do szefa, kategorycznie zabroniła sobie choćby zerknąć na leżący w czeluściach torby telefon.

Zamiast tego skoncentrowała się na przyczynie, dla której wyszła z domu godzinę później niż zwykle. Myśl o siostrze skutecznie wyparła z jej głowy wszystkie pozostałe. Poczuła, jak w jej ciało wkrada się napięcie, a gdy wreszcie dotarła do okazałego, nowoczesnego szklanego budynku, w którym mieściło się biuro RS Enterprises, głowa pękała jej z bólu.

RS Enterprises było centralą olbrzymiego koncernu należącego do jej szefa i zarządzanego przez niego. W ścianach majestatycznego biurowca biło serce organizmu, z którego jak macki wyrastały liczne firmy. Nad wszystkim czuwała armia wysoko wykwalifikowanych, wysoko zmotywowanych i wysoko opłacanych pracowników. Za kwadrans dziesiąta większość z nich siedziała przy biurkach, dokładając starań, by trybiki machiny Ryana kręciły się płynnie.

Zwykle za kwadrans dziesiąta także i ona siedziała przy biurku, zajęta pracą.

Ale dziś...

Jamie policzyła do dziesięciu, starając się wymazać twarz siostry ze swojej głowy, i wjechała windą na piętro dyrektora.

Otwierając drzwi gabinetu, nie musiała zgadywać, w jakim jest nastroju. Zwykle o tej porze albo znajdował się poza biurem – uprzednio wysławszy jej mejla z instrukcją, czym się powinna zająć pod jego nieobecność – albo siedział przy biurku, pochłonięty pracą.

Teraz jednak rozparł się w fotelu, z rękami za głową i nogami na biurku.

Nawet po osiemnastu miesiącach Jamie z trudem udawało się powiązać potężnego biznesmena, jakim był Ryan Sheppard, z seksownym, nonszalanckim mężczyzną, który nie odpowiadał żadnemu wyobrażeniu potentata finansowego. Czy to dlatego, że w branży oprogramowania komputerowego liczyły się jedynie inteligencja i kreatywność, a nie garnitur i wypolerowane na wysoki połysk skórzane buty? A może dlatego, że Ryan Sheppard tak dobrze się czuł we własnej skórze, że było mu obojętne, co ma na sobie albo co o nim pomyśli reszta świata?

Rzadko można było go ujrzeć w garniturze. Zdarzało się to jedynie wtedy, gdy spotykał się z inwestorami – choć Jamie bardzo szybko doszła do wniosku, że mógłby zjawić się na spotkaniu w samych kąpielówkach, a cały świat i tak kłaniałby mu się do stóp.

Ryan wymownie spojrzał na zegarek i zmarszczył brwi, a następnie przeniósł świdrujący wzrok na jej opanowaną twarz.

– Spóźniłaś się.

– Wiem. Bardzo przepraszam.

– Nigdy się nie spóźniasz.

– Tak. No cóż, winę ponosi nieobliczalna komunikacja miejska w Londynie.

– Bardzo chętnie przyjąłbym to wyjaśnienie, gdyby nie to, że nie tylko ty z niej korzystasz. Nikt inny się nie spóźnił.

Jamie zawahała się. Przed wejściem do gabinetu wpadła do luksusowej marmurowej łazienki w końcu korytarza, wiedziała więc, że już nie przypomina zaniepokojonej, rozczochranej dziewczyny, która dwadzieścia minut wcześniej wyłoniła się ze stacji metra. Czuła jednak, jak narasta w niej zdenerwowanie.

– Zabierzmy się do pracy, a ja odrobię stracony czas. Mogę sobie odpuścić przerwę na lunch.

– Jeśli nie nieobliczalny system komunikacji miejskiej to co cię zatrzymało? – Przez ostatnie półtora roku Ryan chciał zajrzeć za nieprzeniknioną zasłonę spokoju swej niesłychanie sprawnej sekretarki, dojrzeć w niej człowieka. Ale Jamie Powell, lat dwadzieścia osiem, o zadbanych krótko obciętych włosach i chłodnych brązowych oczach, pozostawała dla niego tajemnicą. Zdjął nogi z biurka i przyjrzał jej się z zaciekawieniem. – Ciężki weekend? Niewyspanie? Kac?

– Oczywiście, że nie!

– Nie ma absolutnie nic złego w pobłażaniu sobie od czasu do czasu.

– Nie upijam się. – Jamie postanowiła zdusić te insynuacje w zarodku. Plotki rozchodziły się w RS Enterprises z prędkością światła, a ona nie zamierzała dopuścić, by ktokolwiek pomyślał, że weekendy mijają jej na obserwowaniu przez dno kieliszka, jak życie przemyka obok niej. Tak naprawdę nie chciała dopuścić, by współpracownicy pomyśleli o niej cokolwiek. Już to przerabiała: zaprzyjaźniasz się z kolegami z pracy, rozluźniasz się, spoufalasz się z szefem i – hokus-pokus! – nagle zaczynają dziać się nieoczekiwane, nieprzyjemne rzeczy. Nie zamierzała drugi raz popełnić tego błędu.

– Jesteś wzorem cnót – stwierdził Ryan tonem, który sprawił, że zacisnęła zęby ze złości. – Więc może budzik nie zadzwonił? A może...

Posłał jej uśmiech, który przypomniał, dlaczego właściwie cieszył się tak ogromnym powodzeniem u płci przeciwnej. U kobiety, która nie miała się na baczności, uśmiech ten mógł wywołać gęsią skórkę.

– Może – ciągnął, unosząc pytająco brwi – był z tobą ktoś, kto uczynił wstanie z łóżka w zimny grudniowy poranek odrobinę zbyt wielkim wyzwaniem?

– Wolałabym nie rozmawiać z tobą o moim życiu osobistym.

– Nie mam nic przeciwko temu, o ile nie wpływa ono negatywnie na twoje życie zawodowe. Ale pojawienie się w biurze o dziesiątej wymaga wyjaśnienia. I nie wystarczą mi zapewnienia, że będziesz pracować w czasie lunchu. Jestem wyjątkowo wyrozumiałym człowiekiem. – Zmierzył wzrokiem jej poważną twarz. – Gdy tylko miał miejsce jakiś nagły wypadek, bez wahania dawałem ci wolne. Pamiętasz, jak musiałaś wezwać hydraulika?

– To był tylko jeden raz!

– A ostatnie Boże Narodzenie? Czyżbym nie dał ci wspaniałomyślnie pół dnia wolnego, żebyś mogła zrobić świąteczne zakupy?

– Dałeś pół dnia wolnego wszystkim.

– Otóż to! Jestem racjonalnym człowiekiem. Dlatego uważam, że należy mi się racjonalne wyjaśnienie twojego spóźnienia.

Jamie wzięła głęboki oddech i przygotowała się na ujawnienie skrawka swojego życia osobistego. Nawet takie niewielkie, nieznaczące zwierzenie – coś, co właściwie trudno byłoby uznać za zwierzenie – było wbrew jej naturze. Niczym tykająca bomba zegarowa groziło, że rozsadzi całe jej starannie wypracowane opanowanie. A na to nie mogła pozwolić. Rzuci mu jedynie strzępek informacji, bo inaczej Ryan nie da jej spokoju.

Taki właśnie był – piekielnie zawzięty. Być może dzięki temu udało mu się zmienić niewielką, upadającą firmę komputerową ojca w międzynarodowy koncern. Nigdy się nie poddawał i nie odpuszczał. W ciele tego nonszalanckiego mężczyzny krył się potężny instynkt biznesowy, który ustalał zasady i obserwował, jak cały świat się im podporządkowuje.

Otworzyła usta, by zdać mu okrojoną relację z wydarzeń, gdy drzwi jego gabinetu otworzyły się na oścież. A właściwie zostały otwarte z impetem, który sprawił, że oboje z zaskoczeniem obrócili głowy w stronę długonogiej blondynki o niebieskich oczach, która wpadła do pokoju. Przez ramię miała przerzucony gruby czerwony płaszcz z kaszmiru.

Rzuciła go na najbliższe krzesło. Był to gest tak teatralny, że Jamie musiała wlepić wzrok w podłogę, by nie wybuchnąć śmiechem.

Ryan nie miał skrupułów, by po skończonej pracy przyprowadzać do biura kobiety. Jamie uważała to za arogancję mężczyzny, któremu wystarczyło tylko skinąć głową, by mieć każdą kobietę na zawołanie. Po co miałby się wlec do domu jakiejś kobiety o dziewiątej wieczorem, skoro to ona mogła się udać do jego biura i zaoszczędzić mu wyprawy? W wyjątkowo gorączkowych okresach, gdy jego podwładni, napędzani czystą adrenaliną, pracowali do późna, Jamie bywała świadkiem, jak odsyłał ich do domu, by razem z towarzyszką zjeść w gabinecie chińszczyznę na wynos.

Nie słyszała ani słowa skargi z ust żadnej z tych kobiet. Uśmiechały się, kokietowały go, wodziły za nim pełnym uwielbienia wzrokiem, a gdy Ryan zaczynał się nudzić, zostawały taktownie – i z hojną odprawą – odsyłane.

Urok tego mężczyzny był tak ogromny, że wciąż utrzymywał przyjazne stosunki z większością swoich byłych.

Ale coś takiego nigdy dotąd się nie zdarzyło. Jamie prychnęła ze śmiechu, widząc, jak sprawiedliwości staje się zadość. Choć dla zachowania pozorów zaczęła kasłać, zauważyła, że Ryan patrzy na nią groźnie. Po chwili ponownie skupił uwagę na rozzłoszczonej piękności stojącej przy jego biurku.

– Leanne...

– Nie próbuj mnie udobruchać! Nie chce mi się wierzyć, że zerwałeś ze mną przez telefon!

– Nie miałem możliwości przylecieć do Tokio, by oznajmić ci to osobiście. – Zerknął na Jamie, która zaczęła zbierać się do wyjścia. Skinieniem głowy dał jej znak, by z powrotem usiadła.

– Mogłeś poczekać, aż wrócę!

Ryan westchnął i przetarł oczy, po czym wstał, okrążył biurko i przysiadł na blacie.

– Uspokój się – powiedział opanowanym głosem, w którym jednak pobrzmiewał lodowaty ton groźby. Leanne wyczuła go i wzięła kilka głębokich oddechów. – Przypomnij sobie nasze dwa ostatnie spotkania. Ostrzegałem cię, że nasz związek dobiega końca.

– Nie mówiłeś tego serio!

– Nie mam w zwyczaju mówić czegoś innego, niż myślę. Zignorowałaś moje sygnały, więc byłem zmuszony powiedzieć ci to jasno i wyraźnie.

– Myślałam, że dokądś zmierzamy. Miałam plany! A co właściwie... – Leanne wlepiła wzrok w Jamie, która wpatrywała się w swoje czółenka – robi tutaj ona? Chcę się z tobą rozmówić na osobności! A nie przy twojej nudnej sekretarce, która zanotuje każde słowo, żeby zdać relację wszystkim w tym biurze!

Jak wszystkie kobiety, które pojawiały się w życiu Ryana i szybko z niego znikały, Leanne była pięknością o figurze topmodelki, która gardziła każdą kobietą mniej efektowną od siebie. Jamie uniosła wzrok i spojrzała z chłodnym lekceważeniem na górującą nad nią blondynkę.

– Jamie jest tutaj – oznajmił Ryan – ponieważ, jeśli jeszcze nie zauważyłaś, znajdujemy się w moim biurze i jesteśmy zajęci pracą. Na pewno uprzedzałem cię, że nie toleruję, kiedy ktoś przeszkadza mi w pracy. Bez wyjątku.

– Tak, ale...

Podszedł do fotela, na który wcześniej rzuciła płaszcz, i wręczył go Leanne.

– Jesteś zdenerwowana, za co bardzo cię przepraszam. Ale teraz radzę, żebyś opuściła moje biuro i przyjęła koniec naszego związku z dumą i godnością. Jesteś piękną kobietą. Bez trudu mnie kimś zastąpisz.

Jamie przyglądała się – mimowolnie zafascynowana – emocjom na twarzy Leanne. Duma i złość walczyły w niej z żalem nad sobą i pokusą, by spróbować go przebłagać. W końcu jednak pozwoliła, by pomógł jej włożyć płaszcz. Drzwi zamknęły się za nią nie z trzaskiem, lecz z cichym pstryknięciem.

Jamie czekała, aż Ryan odezwie się pierwszy.

– Wiedziałaś, że przyjdzie? – zapytał nagle. – Czyżbyś dlatego wybrała dzisiejszy dzień na dwugodzinne spóźnienie?

– Oczywiście, że nie! Ani mi się śni wtrącać się w twoje prywatne sprawy – powiedziała, choć wielokrotnie była w nie zaangażowana: kupowała biżuterię, wybierała i zamawiała kwiaty, rezerwowała bilety do teatru. Pewnego pamiętnego razu zabrał ją do salonu luksusowych samochodów sportowych i zapytał, jakiego koloru porsche powinien kupić pewnej kobiecie, z którą spędził zaledwie kilka tygodni. Był niesłychanie hojnym kochankiem, choć jego definicja związku nigdy nie obejmowała trwałości. – I wypraszam sobie oskarżenia o to, że jestem w zmowie z którąś z twoich panien... dziewczyn!

– Pytam dlatego, że wydawałaś się czerpać nie lada satysfakcję z przedstawienia Leanne. Przysiągłbym, że słyszałem, jak się śmiejesz.

Jamie spojrzała na niego. Znów opierał się o biurko. Jego długie, obleczone w dżinsy nogi były wyprostowane i skrzyżowane w kostkach. Leanne w szpilkach musiała mieć przynajmniej metr osiemdziesiąt wzrostu, a on i tak nad nią górował.

– Przepraszam. To była niestosowna reakcja. – Tyle że znów czuła, że zbiera jej się na śmiech. Utkwiła wzrok w swoich dłoniach.

Gdy ponownie uniosła głowę, Ryan stał nad nią. Zanim zdążyła odsunąć fotel, pochylił się, kładąc muskularne ręce na oparciu. Jego twarz była tak blisko, że Jamie wyraźnie widziała długie rzęsy i złocisty blask w ciemnych oczach. Gdyby trochę uniosła dłoń, mogłaby pogładzić go po policzku, dotknąć delikatnego zarostu, poczuć, jak kłuje ją w palce.

Opanowała się z trudem i dalej wpatrywała się prosto w jego oczy, choć serce waliło jej jak szalone.

– Chciałbym wiedzieć – powiedział cicho – co tak bardzo cię rozbawiło. Podziel się, skoro to takie śmieszne.

– Czasami śmieję się w nerwowych sytuacjach. Przepraszam.

– Nie rób ze mnie idioty. Nieraz znajdywałaś się ze mną w nerwowych sytuacjach, gdy zawieraliśmy ważne transakcje, i ani razu nie wybuchłaś śmiechem.

– To co innego.

– Wyjaśnij.

– Po co? Jakie to ma znaczenie, co sobie myślę?

– Chcę wiedzieć, co się dzieje w głowie mojej sekretarki. Może uznasz, że zwariowałem, ale uważam, że znacznie poprawia to stosunki zawodowe.

Tak naprawdę Ryan nie mógł sobie wyobrazić nikogo, z kim pracowałoby mu się lepiej. Jamie Powell zdawała się posiadać niesamowitą zdolność przewidywania jego ruchów, a jej spokój stanowił przeciwwagę dla jego zapalczywości.

Zanim ją zatrudnił, przecierpiał trzy lata z olśniewającymi, ale niezbyt kompetentnymi sekretarkami, które bez wyjątku zadurzały się w nim. Jego dawna sekretarka, kobieta w średnim wieku, która pracowała z nim niemal dziesięć lat, przeprowadziła się do Australii, a jej miejsce zajmowały kolejne marne zastępczynie.

Z Jamie pracowało mu się świetnie i nie miało to nic wspólnego ze sposobem jej myślenia ani jej opinią o nim. Ale nagle ogarnęło go nieodparte pragnienie, by zburzyć jej chłodny dystans. Tak jakby cień rozbawienia, który przemknął wcześniej przez jej twarz, rozbudził w nim ciekawość.

Wyprostował się i podszedł do niskiej kanapy, która służyła mu także jako łóżko, gdy pracował tak długo, że potem najrozsądniej było spędzić noc w biurze.

Jamie zastanawiała się, ilu szefów miliarderów kładzie się u siebie w gabinecie na kanapie w dżinsach i spranej bluzie, z rękami założonymi za głowę, wstrzymując chwilowo pracę, by wypytać o rzeczy, w które naprawdę nie powinni się wtrącać.

– Nie płacisz mi za przemyślenia o twoim życiu prywatnym – zaczęła, starając się zmienić temat.

– Nie przejmuj się tym. Daję ci pełne przyzwolenie na wypowiedzenie na głos tego, co sobie pomyślałaś.

Jamie zwilżyła nerwowo usta. Po raz pierwszy przyparł ją do muru; po raz pierwszy nie wycofał się, widząc, że jego ciekawość nie trafia na podatny grunt.

– W porządku. – Spojrzała na niego ze spokojem. – Byłam zaskoczona, że to pierwszy raz, gdy któraś z twoich dziewczyn postanowiła wpaść do twojego gabinetu i zmyć ci głowę. Uznałam to za zabawne, więc się zaśmiałam. Ale po cichu. I nie roześmiałabym się, gdybym wyszła z gabinetu, tak jak chciałam to zrobić. Zostałam, bo mi kazałeś, więc nie możesz mieć do mnie pretensji.

Ryan usiadł prosto i spojrzał na nią uważnie.

– Widzisz? Czy to nie przyjemne: powiedzieć, co się myśli?

– Widzę, że uważasz wprawianie mnie w zakłopotanie za zabawne.

– A wprawiam?

Jamie oblała się rumieńcem.

– Sprawiasz wrażenie, jakbyś nie miał żadnych zasad moralnych w stosunkach z kobietami! Pracuję u ciebie od półtora roku, a ty w tym czasie miałeś z tuzin kobiet. Więcej! Bawisz się uczuciami innych i najwyraźniej w ogóle ci to nie przeszkadza!

– Więc za tą spokojną twarzą czai się tygrys – wymamrotał.

– Zapytałeś mnie o zdanie, więc odpowiedziałam. To wszystko.

– Sądzisz, że wykorzystuję kobiety? Źle je traktuję?

– Jestem pewna, że traktujesz je bardzo dobrze, ale większość kobiet pragnie czegoś więcej niż drogich prezentów i paru tygodni dobrej zabawy.

– Skąd wiesz? Rozmawiałaś z którąś z moich partnerek? A może mówisz o sobie?

– Nie rozmawiałam z nimi i nie mówimy o mnie – odparła ostro Jamie.

Zarumieniła się, a on po raz pierwszy dostrzegł, jak zmysłowa jest głębia jej oczu i jak pełne są jej wargi. Albo była zupełnie nieświadoma swojego wyglądu, albo dokładała starań, by go zlekceważyć, przynajmniej w czasie pracy. Zastanawiał się, jak to się stało, że nigdy nie zwracał uwagi na te szczegóły. Zdał sobie sprawę, że rzadko – jeżeli w ogóle – prowadzili ze sobą długie rozmowy, które wymagały kontaktu wzrokowego. Każda znana mu kobieta chciała go nawiązać, lecz Jamie starannie tego unikała.

– Kobiety, z którymi się spotykam, traktuję nadzwyczaj dobrze i, co najważniejsze, nigdy nie pozostawiam im złudzeń co do ich miejsca w moim życiu. Od początku wiedzą, że nie jestem zainteresowany budowaniem związku i nie pociąga mnie wizja szczęśliwej rodziny.

– Dlaczego?

– Słucham?

– Dlaczego nie chcesz stałego związku ani rodziny?

Ryan zawsze cenił bezpośredniość, zarówno w miejscu pracy, jak i poza nim. Ale czy ktoś kiedykolwiek zadał mu tak osobiste pytanie?

– Nie każdy o tym marzy. – Chciał zakończyć tę rozmowę. – Skoro widowisko dobiegło już końca, czas wracać do pracy.

Jamie wzruszyła ramionami. Powrócił jej profesjonalizm.

– W porządku. Nie miałam jeszcze czasu spojrzeć na raporty o tej firmie, w którą chcesz zainwestować. Czy mam się tym teraz zająć? Wszystko będzie gotowe po południu.

I tak, ku niejasnemu niezadowoleniu Ryana, zaczął się kolejny zwyczajny dzień. Jamie cudownie rozciągała czas, siedząc w osobnym boksie poza jego gabinetem. Robiła wszystko to, za co ją sowicie wynagradzano, tak efektywnie, że Ryan zastanawiał się, jak sobie radził bez niej.

Jego telefon dzwonił bez końca – Jamie odbierała. Informatycy, którzy pracowali nad grami komputerowymi trzy piętra niżej, wpadali do gabinetu z tym czy innym wspaniałym pomysłem, tryskając entuzjazmem – Jamie wypraszała ich jak dyrektorka szkoły, której zadaniem jest zaprowadzić porządek w klasie. Gdy Ryan uczynił to porównanie, zarumieniła się i uśmiechnęła. Sam uśmiechnął się szeroko, gdy odparła, że nie musiałaby się bawić w dyrektorkę, gdyby on choć trochę lepiej grał tę rolę.

O trzeciej sięgnął po płaszcz; spóźniał się na spotkanie z trzema bankowcami. Zasugerowała, by zdjął bluzę, i podała mu coś bardziej eleganckiego z doskonale zaopatrzonej garderoby. Wszystko wracało do normalności – a to mu się nie podobało.

Gdy o wpół do szóstej wrócił do biura po udanym spotkaniu, Jamie właśnie wyłączała komputer. Ogarnął ją niepokój. Nie spodziewała się, że Ryan wróci przed jej wyjściem.

– Idziesz już? – Ryan przerzucił płaszcz przez biurko i ściągnął nieopisanie nudny szary sweter, który bez słowa protestu włożył dla bankowców.

Biały T-shirt, który miał pod spodem, ledwo ukrywał jego twarde mięśnie. Jamie odwróciła wzrok, karcąc się w duchu, bo powinna się już była przyzwyczaić do tego widoku i nie miała pojęcia, dlaczego nagle reaguje jak zupełna idiotka. Może miało to jakiś związek z pojawieniem się jej siostry? Pewnie by go znalazła, gdyby zaczęła się nad tym zastanawiać.

– Zostałabym dłużej, ale coś mi wypadło, więc muszę lecieć.

– Coś ci wypadło? Co takiego?

Podszedł bliżej i oparł się o framugę. Jamie wciąż stała przed komputerem.

– Nic – wymamrotała.

– To w końcu coś czy nic?

– Daj mi spokój! – wypaliła i, ku swemu przerażeniu, poczuła, jak do oczu napływają jej łzy. Gwałtownie odwróciła wzrok i zajęła się papierami na biurku, po czym spojrzała na komputer w rozpaczliwej nadziei, że Ryan zrozumie aluzję i zniknie. Ale nie zrobił tego. Co gorsza, powoli zbliżał się do niej. Poczuła pod brodą jego palec, którym uniósł jej głowę ku sobie.

– Co się z tobą, do diabła, dzieje?

– Nic. Jestem trochę zmęczona, to wszystko. Może coś mnie bierze.

Odtrąciła jego dłoń, ale od dotyku Ryana wciąż paliła ją skóra. Szybko wciągnęła gruby czarny płaszcz i przygotowała się na czekający ją chłód.

– Czy to ma związek z pracą?

– Słucham?

– Czy tutaj, w pracy, stało się coś, o czym mi nie powiedziałaś? Może któryś z naszych chłopaków coś ci powiedział, zrobił niestosowną uwagę? Oni potrafią być dosadni.

Jamie spojrzała na niego obojętnie i pokręciła głową.

– Oczywiście, że nie. W pracy wszystko jest w porządku.

– Jakiś facet sprawił ci przykrość? – Starał się, by jego ton brzmiał współczująco, ale nieposłuszna wyobraźnia podsuwała mu najróżniejsze obrazy, które niewątpliwie zaliczały się do kategorii „niestosownych”.

– Jaką przykrość?

– Czy ktoś cię zaczepiał? – zapytał bez ogródek. – Możesz mi powiedzieć, a ja zagwarantuję, że nigdy więcej się to nie stanie.

– Uważasz, że jestem na tyle nieporadna, że nie wiedziałabym, co zrobić w takiej sytuacji?

– Czy ja coś takiego powiedziałem?

– Dałeś to do zrozumienia.

– Inne kobiety są prawdopodobnie nieco bardziej doświadczone, jeśli chodzi o mężczyzn. Ty... Może się mylę... sprawiasz wrażenie niewiniątka.

Jamie wpatrywała się w niego. Zastanawiała się, jakim cudem ich rozmowa zeszła na te tory. Ile niewłaściwych zakrętów trzeba było wybrać, by przejść od raportów o oprogramowaniu do tematu jej życia seksualnego – lub jego braku?

– Najwyższy czas, żebym poszła do domu. Jutro przyjadę punktualnie.

Skierowała się do drzwi, lecz nagle poczuła, że palce Ryana zaciskają się na jej nadgarstku.

– Byłaś zdenerwowana. Masz mi za złe, że chciałem wiedzieć dlaczego?

– Tak, mam! – Zaschło jej w ustach i czuła, że się rumieni.

– Jestem twoim szefem. Pracujesz ze mną i z tego powodu jestem za ciebie odpowiedzialny. – Jego wzrok powędrował w stronę jej pełnych ust, a następnie niżej, na wykrochmaloną białą bluzkę, schludny, dopasowany żakiet.

– Sama jestem za siebie odpowiedzialna. Przepraszam, że zabrałam swoje zmartwienia do biura. To się nie powtórzy i, jeśli chcesz wiedzieć, nie ma to nic wspólnego z czymkolwiek lub kimkolwiek w tym biurze. Nikt mi nic nie powiedział, nikt nie zalecał się do mnie. Ale nawet gdyby tak było, nie musiałbyś interweniować i stawać w mojej obronie.

– Większość kobiet lubi, kiedy mężczyzna to robi – zauważył. Rozluźnił uścisk na jej nadgarstku, ale zamiast wyrwać dłoń, Jamie wpatrywała się w niego z fascynacją. Wreszcie zamrugała gwałtownie i, na szczęście, wróciła na ziemię.

– Nie jestem większością kobiet – odparła. – I byłabym wdzięczna, gdybyś mnie wypuścił.

Zrobił to. Odsunął się i patrzył, jak zapina płaszcz i otula się czarnym szalem.

Nie potrafiła na niego spojrzeć. Nie rozumiała, co się stało przed chwilą, ale była cała roztrzęsiona. Nawet myśl o Jessice nie pozwoliła jej o tym zapomnieć.

Jako